Paweł Łęski Paweł Łęski
181
BLOG

Szelest Warg

Paweł Łęski Paweł Łęski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

SZELEST WARG

(...) tego dnia między czwartą i piątą po południu, po południowej stronie nieba, na gwiazdozbiorze Lwa widać było setki Leonidów, płonących w atmosferze meteorów.

Mieli po dwadzieścia parę lat, to w tym wieku ludzie się żenią, wybierają zawód, rodzą dzieci, decydują o całym swoim życiu, w momencie, kiedy o nim nie wie się prawie nic. Pili bimber, który pomagał zniwelować stres, jaki wywołuje zamknięcie w piwnicy. W czwórkę przy kolacji, spożywali w bezmięsny poniedziałek, bez litości dla od dawna nieleczonych zębów, jak to mówią, wołowinę bez kości, miesięczny przydział kartkowy ośmiu osób, traktując to jako aktywną formę protestu.

Rocznik 56, udany rocznik, dający ludzi o zdrowych wątrobach, skorych do poświęceń, z lekką nutką dekadencji. Matki z jakąś strategią, wstrzymywały się by wydać właśnie te roczniki. Magda na tle suszonej bielizny jadła ukradkiem, żeby nikt się nie przyglądał podczas tej nieapetycznej czynności. Bolał ją w żołądku niestrawiony kotlet wiedziała, że nie jest to najzdrowsze pożywienie, przychylała się do poglądu, że powinna jeść ziemię. Ziemia jest pierwszym ogniwem w łańcuchu pokarmowym, im 
sięgasz do coraz to dalszych, to zatruwasz się coraz większą ilością toksyn. Mówiła, że już najbardziej niebezpieczne jest jedzenie drapieżników i tych zwierząt, które skarmione są innymi zwierzętami a przecież teraz podaje się mączkę kostną, we wszystkich pegeerach. Z tego pojawi się jakaś choroba dla całej ludzkości. "Człowiek jest stworzony do jedzenia roślin, przecież uzębienie ma jak roślinożerca do przeżuwania, długi przewód pokarmowy, dzięki któremu może strawić każdą roślinę a ten sam 
przewód jest zabójczy gdy się je mięso, bo długie trawienie to czas na odłożenie wszystkich toksyn z całego ciągu łańcucha" - mówiła. A poza tym nie chciała dotykać kartek żywnościowych, bo one dawały jej te pieprzone uczulenie.

W latach przed stanem wojennym w domku letniskowym nikt nie mieszkał, przychodzili tu tylko ludzie, co to go sobie chwilowo przywłaszczali, wypisywali napisy, sikali na ściany, kochali się. Z piwnicy, strefy zimna betonowych bloczków i zapachu butwiejącej bielizny, można było wydostać się za potrzebą po wąskich schodach (powodujących ból kręgosłupa), zakończonych metalową klapą, od zewnątrz zamaskowaną poprzez każdorazowo układany parkiet i roje much. Mimo, iż nawykli do stosowania innych 
miar niż całe społeczeństwo, to musieli głęboko skrywać niedogodności stanu wojennego. Dodatkowo najdłużej przesypiając z nadzieją, że gdy obudzi ich ssanie w żołądku to nastąpi jakaś zmiana w trybie życia. Chętnie braliby pastylki nasenne, po których budzisz się raz w tygodniu i stajesz się odporny na odważnie powracające w to samo miejsce, po części oswojone, lekko pijane muchy, a przede wszystkim rośniesz. Puchnęli na potęgę, gdy kartki na mięso i cukier spływały jako dary dla walczącego 
podziemia i sierpniowego wysypu owadów. Magda bała się o siebie i współtowarzyszy. Kończyła zootechnikę i czytała, że u zwierząt na stałe zamkniętych, brak możliwości zdobywania pokarmu prowadzi do powstania choroby niewolniczej. Na przykład drapieżnym ptakom nie podawało się granulatów i produktów paszowych, tylko szczury świerszcze i myszy, by zdobywanie pokarmu wymagało wysiłku. Choć naukowa ostrożność powoduje, że większość badaczy powstrzymuje się przed wyciąganiem wniosków na temat 
ludzi, na podstawie wiedzy o innych zwierzętach, to przecież nawet w więzieniach amerykańskich o szczególnym rygorze, jak Alcatraz, system zniewolenia ludzi polegał na pozbawieniu więźniów pracy i jakiegokolwiek wysiłku oraz dawaniu, jak największej ilości dobrych posiłków tak by psychicznie i fizycznie nie byli zdolni do ucieczki i jakiejkolwiek większej aktywności, także po wyjściu z więzienia. Więźniowie najpierw tego nienawidzili, potem się do tego przyzwyczajali i na końcu nie mogli bez 
tego żyć.
Swoje teorie rozciągała na całe społeczeństwa, choć nawet idee naukowe są w ostateczności narzędziami obcowania z przypadkowym doświadczeniem. A jeżeli chodzi o podziemie polityczne to wierzyła w spisek junty wojskowej, która sprowadzając związkowców do piwnic i starając się, by mieli łatwy dostęp do kartek żywnościowych, chciała w ten sposób wyeliminować ze sceny politycznej. Z drugiej strony ten łatwy dostęp do kartek żywnościowych sprawiał satysfakcję bycia vipem, bo ważny był status
członka grupy społecznej, która jako pierwsza jest w kolejce reglamentacyjnej i chleb może smarować masłem, i obkładać wędlinami z obu stron.

Stres powodował senność i pustkę w żołądku, systematycznie usuwane. Magda porównywała się do zwierząt, które mogą spać przez dwadzieścia jeden godzin na dobę, potem polują przez dwie i jedzą przez jedną. Twarze stawały się szare niczym betonowe bloczki, z których skonstruowane było ich schronienie. A gdyby zaczęły im wyrastać skrzydełka rzekłbyś - wrastają w otoczenie. Ogarniał ich syndrom choroby, charakterystyczny dla wszystkich działających w podziemiu, a przez lekarzy zwany "piwnicznym 
smutkiem" lub "smutkiem betonowych bloczków".

Domek letniskowy znajdował się na terenie zapomnianych działek pracowniczych, które dotąd były jedynie schronieniem dla gejsz z kraju kwitnącego ziemniaka, stróża - czterogwiazdkowego idioty, o twarzy zresocjalizowanego seryjnego mordercy, niedzielnych kochanków i dobrze zakonserwowanej Blondyny, nie na tyle jednak, żeby się jeszcze mogła puścić. Blondyna miała ciało lekko zdeformowane, kiedyś brała udział w wypadku samochodowym, ledwo przeżyła i pozostał jej nawyk sprawdzania na podręcznym 
lusterku, czy przykładając sobie do ust, pozostaje na nim para wodna, oznaka, że jeszcze żyje. Powiedziałbyś przykładanie do ust miała we krwi. Żywiła się alkoholem i nie przyjmowała innych pokarmów, bo zaraz wymiotowała. Używała mocnego makijażu, także czasami przypominała aktorkę z teatru kabuki.

Dalej rozpościerał się widok na pola ze swoimi strachami na wróble, dzięki którym dowiadywałeś się czegoś o chłopskiej bojaźni i małe miasteczko, na tyle że strachy docierały aż po sam rynek zamieszkały przez przedsiębiorczych rodaków, nie tłukących butelek tylko zamieniających na następne, pełne...

- fragment opowiadania o stanie wojennym SZELEST WARG.

***
Stan wojenny i Jaruzelskiego porównuje się często do Gomułki i Października. Października 56, gdy już sowieckie tanki były kilkadziesiąt kilometrów od Warszawy. Pierwszy z przywódców nie zamierzał sprzeciwiać się sąsiadowi, ten drugi tego dokonał. I taka po Odwilży 56 powstała anegdota:
Spotykają się Chruszczow z Gomułką w tej sytuacji pełnej napięcia.
- Tow. Chruszczow zatrzymajcie wasze tanki ja was praszu!- zdenerwowany Gomułka.
Na to Chruszczow po paru minutach zastanowienia - Nu charaszo, ja rozkażę marszałkowi Rokossowskiemu, żeby tanki zawrócił.
- Ale przecież towarzysz Rokossowski to polski dowódca a nie radziecki! - zdziwiony Gomułka.
- Wy towarzyszu, zawsze taki drobiazgowy?

There have been many comedians who have become great statesmen and vice versa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura