Paweł Łęski Paweł Łęski
398
BLOG

Cichociemni, mieli być zapomniani

Paweł Łęski Paweł Łęski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

"Wywalcz jej wolność lub zgiń” -

pozostali do końca wierni dewizie przyjętej podczas szkolenia w Audley End.

„Polska była słowem, któregośmy nie nadużywali. Polska była czymś oczywistym. Komendant, który szermował różnymi „Dla Ciebie Polsko, ku chwale Ojczyzny” i tym podobnymi zawołaniami, no nie cieszył naszym uznaniem. Polska to było coś naszego, co było między nami, o czym nie trzeba było mówić.” – Józef Nowacki ps. „Horyń”

Mogli o sobie opowiedzieć, gdy ostatnich z nich, którzy przeżyli, w 56 wypuszczono z więzień. Mogła w 68, w PRL-u ukazać się o nich pierwsza książka. Mógł w 89 zostać zrealizowany pierwszy film. Mógł być wreszcie, uchwałą sejmową z grudnia 2015 roku, rok 2016 uznany być Ich rokiem by: „Wiedza na temat wielkich osiągnięć i poświęcenia Cichociemnych była upowszechniana”. Jedna bowiem z kardynalnych reguł naszych dziejów polega na możliwie najdoskonalszym podporządkowaniu urzędu pedagogicznego przesileniom historycznym.

Najbardziej znane działania Cichociemnych to prowadzenie akcji dywersyjnej na szlakach aprowizacyjnych armii niemieckiej walczącej w ZSRR. Strefa planowanych działań „Wachlarza” obejmowała ogromne obszary ZSRR na wschód od przedwojennej granicy II Rzeczypospolitej, od Morza Bałtyckiego po Kijowszczyznę i Podole. W ramach działań Cichociemnych przeprowadzono także dwie operacje „Most”, podczas których samoloty alianckie lądowały w okupowanej Polsce. Żołnierze wywiadu Armii Krajowej wydarli Niemcom tajemnice Wunderwaffe – bomb V-1 i V-2, wpływając tym samym być może na bieg historii. Zidentyfikowali nie tylko 16 zakładów przemysłowych, rozsianych po całej Rzeszy, produkujących części składowe rakiety umożliwiając zbombardowanie fabryk, ale podczas operacji „Most” przekazali stronie brytyjskiej części rakiet i dokładną ich dokumentację. Zrzuceni Cichociemni byli jednak przede wszystkim kadrą instruktorską dla młodzieży Państwa Podziemnego nadając wysoką skuteczność jego walce zbrojnej.

Wiedza historyczna dociera do świadomości społecznej dopiero poprzez kulturę popularną. Film, przez swoją formułę audiowizualną ma większe możliwości oddziaływania na odbiorcę niż przekaz werbalny, zapisy historyczne, akademicka nauka historyczna. Dla młodego pokolenia, które jest głównym adresatem kształtuje jego systemy wartości, osobowość, obyczajowość, świadomość. Wskazuje wzorce postępowania. Pisane historie znajdują mniejsze grono odbiorców, stając się ubogim środkiem przekazu w porównaniu z możliwościami środków audiowizualnych. Dlatego tym bardziej ważny był zrealizowany w 1989 pierwszy film dokumentalny o polskich komandosach, obraz Marka Widarskiego „Cichociemni”, oparty o losy ośmiu skoczków – Cichociemnych.

Polskie natarcie na świetnie wyszkolonych, niemieckich spadochroniarzy broniących wzgórza Monte Casino nabiera tym większej wagi gdy przypomnimy wyczyny 55 z nich, potrafiących w 1940 roku zneutralizować 1200 żołnierzy belgijskich broniących chluby belgijskiej armii fortu Eben Emael. Fortu przewyższającego każdą grupę warowną francuskiej linii Maginota. Fortyfikacji, które nawet na nowoczesnym teatrze działań mogły stanowić skuteczną zaporę. Przecież polska piechota podczas obrony Wizny w 1939 roku przy pomocy kilku prymitywnych bunkrów, dwóch karabinów przeciwczołgowych, czterech dział przeciwpancernych zatrzymała pancerne wojska „Szybkiego Hansa” – Guderiana. Alianci ze zdziwieniem obserwowali wyczyny niemieckich spadochroniarzy pod Eben Emael. Nie uszło to też uwadze kpt. Jana Górskiego i kpt. Macieja Kalenkiewicza. Wobec skromnych przedwrześniowych doświadczeń polskich spadochroniarzy, kapitanowie Górski i Kalenkiewicz studiowali materiały wywiadowcze o organizacji niemieckich wojsk desantowych, które to pod Eben Emael pokazały swoje walory.

Już 30 grudnia 1939 roku we Francji kpt. Górski złożył w sztabie Naczelnego Wodza swój pierwszy raport w sprawie tworzenia wojsk powietrzno-desantowych. Ponieważ oba pozostały bez odpowiedzi, 14 lutego 1940 roku powtórzył jeszcze raz – tym razem podpisując go wraz z kpt. Kalenkiewiczem − a w załączniku ujawniając grupę szesnastu „chomików” – pierwszych kandydatów na skok do Polski. Jednak w tym czasie polskie lotnictwo nie dysponowało odpowiednio przystosowanymi samolotami.

Po klęsce Francji obaj zapaleńcy zostali ewakuowani do Anglii i tam powrócili do swoich wcześniejszych koncepcji, modyfikując je i rozszerzając o nowe elementy. Pod koniec czerwca 1940 Sztab Naczelnego Wodza powołał Oddział VI mający za zadanie przeszkolenie i przerzut żołnierzy do okupowanej Polski. W latach 1940 i 41 w Wielkiej Brytanii powstały oddziały specjalne złożone z ludzi „potrafiących wszystko, zdolnych do wszystkiego i na wszystko gotowych”.

- Kiedy znalazłem się w Wielkiej Brytanii znowu trafiłem do broni pancernej, było szkolenie, ale dla mnie była to bezczynność. Więc kiedy otrzymałem propozycję walki w Kraju jako żołnierz Armii Krajowej, powrót – skok na spadochronie, nie namyślając się, kiedy otrzymałem od płk. Brągiela dwie minuty do namysłu, natychmiast odpowiedziałem, że się zgadzam – Tomasz Kostuch ps. „Bryła”

- Zawsze będę pamiętał powiedzenie mojego szefa. Otóż płk. Mayer powtarzał zawsze, że oficer wywiadu, który wyciąga broń kończy się jako oficer wywiadu. Naszą bronią mają być szare komórki – Stefan Bałuk ps. „Starba”.

-Kogóż nie bawi strzelanie. Zużyliśmy tam amunicji - na całą wojnę by chyba starczyło. Każdy dostawał amunicji ile chciał, każdy dostawał stena, dwa magazynki i był taki wąwóz. W tym wąwozie co jakiś czas pokazywały się tarcze. Więc to było coś w rodzaju skoków – dwa, trzy kroki padnij! W międzyczasie strzelanie. Gdzieś tam w środku magazynek się wyczerpał trzeba było zmienić. Wpuszczano nas do ciemnej chatki i tylko po szmerze podnoszonych figur orientowaliśmy się gdzie jest cel, no i wtedy w ciemno, po hałasie, trzeba było strzelać. – Ludwik Witkowski ps. „Kosa”

- Cóż robi żołnierz, jak dostaje przepustkę. Otóż żołnierz idzie napić się piwa, potańczyć. Zaczęło się od zwykłej zazdrości, kiedy jeden z naszych poprosił Szkotkę do tańca. Doszło do bitki – ostatnim, który został uderzony był kapelan. Kiedy nadjechała żandarmeria, wszyscy solidarnie zwrócili się przeciw żandarmerii i na ich karkach wyjechali z hotelu. Tak rozpoczęło się bratanie korpusu oficerskiego ze szkockim. Daliśmy się poznać jako żołnierze, którzy stanęli u boku Brytyjczyków w krytycznym momencie i jako taki sojusznik chcieliśmy być traktowani. – Stefan Bałuk ps. „Starba”

- Tam były dwie komendy „Action Station” i „Go!” i na „Go!” skok. To był duży odruch. Jeden z instruktorów leciał nie przypięty, bez spadochronu i na komendę „Go!” wyskoczył, no i oczywiście się zabił. Pamiętam już długo po wojnie, leciałem samolotem, przysypiałem i ktoś gdzieś powiedział coś podobnego do „Go!”, ja natychmiast złączyłem nogi i zsunąłem się z fotela.- Józef Nowacki ps. „Horyń”.

There have been many comedians who have become great statesmen and vice versa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura